Polskie Siły Powietrzne w II wojnie światowej

Pomocnicza Lotnicza Służba Kobiet

W latach 1943-1946 u boku istniejących od 1939 r. Polskich Sił Powietrznych działała Pomocnicza Lotnicza Służba Kobiet. Zgodnie z nazwą składała się wyłącznie z żołnierzy płci pięknej, a jej członkinie zwane były popularnie WAAF-kami (od brytyjskiego pierwowzoru PLSK - Women's Auxiliary Air Force) lub "pestkami" (nazwa fonetycznie nawiązująca do PSK - Pomocnicza Służba Kobiet). Na powstanie PLSK złożyły się dwa czynniki - istnienie od 1939 r. brytyjskiej WAAF oraz rekrutacja do Armii Polskiej w ZSRR tysięcy polskich kobiet i dziewcząt, więzionych do 1941 r. w Związku Radzieckim.

Brytyjska WAAF powstała w czerwcu 1939 r. i miała być osobowym zapleczem dla Royal Air Force na wypadek wojny. We wrześniu 1939 r. w WAAF służyło już 7690 kobiet (w tym 230 oficerów), a w szczytowym okresie rozbudowy 181 909 (oficerów i szeregowców). Pierwsza Polka, późniejsza komendantka PLSK, Helena Paszkiewicz wstąpiła do WAAF latem 1941 r. i po trwającym od 31 lipca do 1 października kursie rozpoczęła służbę w stopniu Aircraftwoman 1. Przez półtora roku była pielęgniarką.

W Armii Polskiej w ZSRR Pomocnicza Służba Kobiet istniała od września 1941 r. (zaciąg rozpoczęto w sierpniu). Po wyprowadzeniu przez gen. Władysława Andersa wojska na Bliski Wschód powstała praktyczna możliwość pozyskania części ochotniczek na potrzeby lotnictwa. Gen. bryg. Stanisław Ujejski, wówczas Inspektor PSP, 28 listopada 1942 r. skierował do Naczelnego Wodza pismo w sprawie potrzeb personalnych polskiego lotnictwa i wskazał na konieczność uzupełnień ochotniczkami z Bliskiego Wschodu. Ujejski argumentował, że dzięki takiemu rozwiązaniu można by ostatecznie zlikwidować wakaty w niektórych bazach lotniczych, a co więcej wśród personelu naziemnego przeprowadzić rekrutację do personelu latającego, zdobywając ok. 300 członków załóg. Ujejski potrzeby natychmiastowe określił na 859 ochotniczek, zaś ogólne na 1535 ochotniczek.

W efekcie 14 grudnia 1942 r. nastąpiło ogłoszenie przez ministra obrony narodowej gen. dyw. Mariana Kukiela rozporządzenia o zaciągu do służby w lotnictwie, zaś 19 lutego 1943 r. o powstaniu Pomocniczej Lotniczej Służby Kobiet. Na mocy porozumienia z 23 marca 1943 r. z brytyjskim Ministerstwem Lotnictwa PLSK stało się częścią WAAF i taki stan rzeczy utrzymał się aż do końca istnienia tej formacji. W przeciwieństwie do Polskich Sił Powietrznych PLSK nie miała autonomii. Polki obowiązywały brytyjskie warunki służby: regulaminy, kodeksy dyscyplinarne i umundurowanie. WAAF-ki posiadały natomiast podwójne stopnie (polski i brytyjski), na mundurach dla rozróżnienia nosiły naszywki "POLAND" (na ramionach), a od 1944 r. także polskie orzełki wojskowe. Numery ewidencyjne polskich WAAF-ek zaczynały się więc od 278xxxx i 279xxxx (dla podoficerów i szeregowców) oraz P-6xxx, P-7xxx, P-8xxx (dla oficerów; x jest cyfrą od 0 do 9). Numery nie były w żaden sposób związane z numerami ewidencyjnymi lotników Polskich Siła Powietrznych.

Poniższa tabela przedstawia zestawienie stopni używanych w PLSK (najwyższym stopniem podanym jest Squadron Officer, czyli major WAAF, bo takiej rangi dosłużyła się najwyższa stopniem w PLSK jej komendantka, Helena Paszkiewicz):

Stopień polski
Skrót
Stopień RAF
Skrót
majormjrSquadron OfficerSq/O
kapitankpt.Flight OfficerFlt/O
porucznikpor.Section OfficerS/O
podporucznikppor.Assistant Section OfficerA/S/O
chorążychor.Warrant OfficerW/O
starszy sierżantst. sierż.Flight SergeantF/Sgt
sierżantsierż.SergeantSgt
plutonowyplut.CorporalCpl
kapralkpr.Leading AircraftwomanLACW
starszy szeregowiecst. szer.Aircraftwoman 1ACW1
ochotniczkaoch.Aircraftwoman 2ACW2

Spośród ochotniczek, które zgłosiły się do służby w lotnictwie, na początek wybrano 36. Miały one zostać w przyszłości instruktorkami dla kolejnych wcielanych do PLSK Polek (większości spośród tych 36 kobiet przebywała w Wielkiej Brytanii już wcześniej; była wśród nich także wspomniana wyżej Helena Paszkiewicz). Zostały one wysłane na trwający od 1 maja do 10 czerwca 1943 r. kurs rekrucki PLSK (polski) w Falkirk w Szkocji. 17 czerwca zostały przyjęte do WAAF i rozpoczęły 18 czerwca 5-tygodniowy brytyjski kurs w Wilmslow. Po nim 12 WAAF-ek trafiło na kursy oficerskie (od 20 sierpnia do 19 października 1943 r. w Windermere), a pozostała część kontynuowała naukę na 3-tygodniowym kursie podoficerskim w Wilmslow, po czym w stopniach kaprala przydzielone zostały do baz RAF w Halton, Hemswell, Hucknall i Newton celem nabrania praktyki.

Kolejny kurs rekrucki odbył się w dniach od 2 listopada 1943 r. do 4 stycznia 1944 r. i przeznaczony był dla grupy Polek, które przybyły z Bliskiego Wschodu (z powodu konieczności nauki języka angielskiego trwał on nie zwyczajowe pięć tygodni - jak dla pierwszego kursu PLSK czy kursów WAAF - lecz dwa miesiące). Komendantką kursu została ppor. Aniela Palędzka, prymuska pierwszego kursu oficerskiego PLSK. W dalszych miesiącach, aż do połowy 1945 r., odbywały się kolejne kursy rekruckie, o których dokładniejsze informacje podano w tabeli poniżej.

Nr
Data zaciągu do PLSK
Czas trwa-
nia kursu rekruckiego
Początko-
wa liczba ochotniczek
Ochotniczki przybyłe z:
Komendantka kursu
1 18.06.1943 5 tygodni 36 Wielka Brytania oficer brytyjska WAAF
2 02.11.1943 2 miesiące 107 Bliski Wschód ppor. Aniela Palędzka
3 01.02.1944 2 miesiące 97 Palestyna por. Helena Paszkiewicz
4 05.04.1944 2 miesiące 184 Palestyna ppor. Helena Paszkowska
ppor. Anna Semilska
(każda z nich po kilka kursów)
5 13.03.1944 2 miesiące 594 Bliski Wschód, Afryka Wschodnia
6 13.07.1944 2 miesiące 169 Palestyna (Nazaret)
7 18.04.1945 2 miesiące 62 Francja
8 04.05.1945 2 miesiące 63 Niemcy
9 21.06.1945 2 miesiące 87 Holandia
   
Razem
1399
   

W rubryce "Ochotniczki przybyłe z:" podano kraj, z którego pochodziła większość ochotniczek, z którego przybyły transporty. Jest to oczywiście pewne uogólnienie, gdyż pojedyncze WAAF-ki przybywały także z innych nietypowych jak na wojenne warunki miejsc: Algierii, Argentyny, Chin, Japonii, Kanady, Łotwy, Norwegii, Portugalii, Szwajcarii, Szwecji, USA, a nawet z Polski (przedostanie się na Zachód nawet po zakończeniu wojny było niezmiernie trudne, gdyż opuszczając terytorium zajęte przez Armię Czerwoną trzeba było przekraczać "zieloną granicę"). Ochotniczki z kursów trzeciego, czwartego, piątego i szóstego pochodziły z oddziałów Armii Polskiej na Wschodzie (przy czym na piątym kursie były też ochotniczki z Afryki Wschodniej, gdzie w czasie wojny znalazła się pewna liczba Polek). Kurs szósty składał się z absolwentek Szkoły Młodszych Ochotniczek w Nazarecie w Palestynie, kurs siódmy - z Polek pochodzących z Polonii francuskiej, a ósmy i dziewiąty - z Polek wywiezionych na roboty przymusowe, byłych więźniarek obozów koncentracyjnych i jenieckich, wywiezionych do Niemiec i Holandii (wśród nich większość stanowiły dziewczęta z Armii Krajowej).

Absolwentki kursów rekruckich trafiały na kursy specjalistyczne: podoficerski (czas trwania - 2 tygodnie), administracyjny dla podoficerów młodszych (3 tygodnie), administracyjny dla podoficerów starszych (3 tygodnie), sanitariuszek (6 tygodni), obsługi operations room (2 tygodnie), kancelistek (4 tygodnie), podoficerów rachunkowości i gospodarczych (5 tygodni), magazynierów (6 tygodni), ordynansów i gońców (4 tygodnie), kucharek (3 tygodnie), obsługi kasyn (3 tygodnie), składania spadochronów (2 tygodnie), telefonistek (2 tygodnie), radiotelefonistek (8 tygodni), dalekopisów (8 tygodni), kierowców (10 tygodni), obsługi warsztatów lotniczych (30 tygodni), żandarmerii (8 tygodni) i inne (m.in. obsługi pontonów ratunkowych, meteorologii, wychowania fizycznego oraz kursy mechaników samolotowych). Część ochotniczek ukończyła polską Lotniczą Szkołę Techniczną i służyła jako personel techniczny (w czterech specjalnościach: pomocnik mechanika płatowcowego, pomocnik mechanika silnikowego, pomocnik mechanika przyrządów pokładowych, pomocnik elektryka), obsługujący wraz z mechanikami samoloty. Łącznie Polki w stopniach podoficerskich służyły w 45 specjalnościach.

Dla WAAF-ek dysponujących odpowiednim wykształceniem i kwalifikacjami prowadzono także kursy oficerskie. Warunkiem przystąpienia do nich było ukończenie kursów podoficerskiego, administracyjnego dla podoficerów oraz oficerskiego. Dowódca Polskich Sił Powietrznych w 14 rozkazach promował na stopnie oficerskie łącznie 52 WAAF-ki. Służyły potem w ośmiu specjalnościach: w administracji WAAF, administracji RAF, jako oficerowie wywiadowczy, płatnicy, oficerowie zaopatrzenia materiałowego, oficerowie zaopatrzenia żywnościowego, oficerowie szyfrów i oświaty. Dwie lekarki (dr kpt. Maria Chmura i dr kpt. Stanisława Kałuska) oraz trzy dentystki (dr kpt. Krystyna Albrecht, dr kpt. Helena Rekner oraz dr kpt. Eleonora Stocka) sprawujące opiekę nad WAAF-kami, nie były oficerami PLSK, lecz Polskich Sił Powietrznych i wcześniej leczyły polskich lotników.

Polskie WAAF-ki po przeszkoleniu służyły w wielu różnych miejscach. Przybywając do baz lotniczych stopniowo zastępowały męski personel na swych stanowiskach (wymiana nie następowała z dnia na dzień, istniał okres przejściowy na praktykę). Bodaj najefektowniejsza służba przypadła w udziale WAAF-kom, które trafiły do bazy RAF Faldingworth i obsługiwały czterosilnikowe, ogromne bombowce typu Lancaster. Inne służyły w sztabach bądź na lotniskach, gdzie znajdowali się Polacy: Londyn (Dowództwo Polskich Sił Powietrznych), Stanmore (dowództwo Lotnictwa Myśliwskiego RAF; Fighter Command), Weston-super-Mare (Wyższa Szkoła Lotnicza), Andrews Field (III Skrzydło Myśliwskie), Coltishall (II Skrzydło Myśliwskie), Benbecula i Chivenor (304 Dywizjon Bombowy "Ziemi Śląskiej"), Chedburgh (301 Dywizjon Transportowy "Ziemi Pomorskiej", 304 Dywizjon Transportowy "Ziemi Śląskiej"), Abington (jednostka wyszkolenia bojowego 10 Operational Training Unit), Hucknall (polska szkoła pilotażu początkowego 25 (Polish Elementary Flying Training School), Newton (polska szkoła pilotażu podstawowego 16 (Polish) Service Flying Training School), Blackpool (Baza Polskich Sił Powietrznych, Komenda Uzupełnień nr 2), Dunholme Lodge (Baza Polskich Sił Powietrznych), Sealand (Warsztat Remontowy nr 1), Newark-on-Trent (58 Maintenance Unit), Cammeringham, Halton i Locking (Lotnicza Szkoła Techniczna) oraz inne (łącznie 26 baz lotniczych).

Jak zawsze w przypadkach wkładu personelu pomocniczego i naziemnego w działania wojenne ocena zasług PLSK jest trudna. Nie da się ich w sposób prosty wyrazić liczbami - ilością zestrzelonych samolotów, zatopionych statków, tonażem zrzuconych bomb - niemniej jednak można je opisać następująco: stworzenie PLSK pozwoliło na znaczną rozbudowę naszego lotnictwa w końcowych latach wojny. Liczebnie WAAF-ki stanowiły prawie 10% stanu osobowego Polskich Sił Powietrznych (w momencie zakończenia wojny WAAF-ek było ich dokładnie 1137) i można przyjąć, że do tego czasu przejęły przynajmniej dziesiątą część wszystkich etatów naziemnych, zgodnie z oczekiwaniami zapełniając wakaty i pozwalając np. dotychczasowym mechanikom podejmować służbę w powietrzu. Ogólna liczba żołnierzy PLSK w latach 1943-1946 to 1399 (według liczby kandydatek rozpoczynających kursy rekruckie). Niektóre źródła podają inne liczby (od 1315 do 1480). Zważywszy na przeżycia, stan zdrowotny Polek, a także warunki w jakich przystępowały do służby w Wielkiej Brytanii (zerowa znajomość języka angielskiego, często brak wieści o najbliższych i związane z tym obciążenie psychiczne) dorobek ten to bardzo wiele. Dowództwo Polskich Sił Powietrznych doceniło służbę Polek, nadając wielu z nim odznaczenia: Złote, Srebrne i Brązowe Krzyże Zasługi z Mieczami oraz Medale Lotnicze. Niezależnie, od Brytyjczyków otrzymywały także medale pamiątkowe (War Medal, Defence Medal etc.). W okresie służby zginęły dwie WAAF-ki: 26-letnia och. Anastazja Kulińska (kelnerka służąca w bazie RAF Faldigworth; zginęła 6 lipca 1946 r., spoczęła na Cmentarzu Lotników Polskich w Newark-on-Trent) oraz st. szer. Eugenia Zagajewska (kancelistka w Dowództwie PSP w Londynie; utonęła 22 kwietnia 1946 r., pochowana na cmentarzu Norwich Cemetery).

Koniec wojny i cofnięcie przez aliantów poparcia dla legalnego polskiego rządu na Zachodzie sprawiło, że najpierw zatrzymano dalszą rozbudowę PLSK, a następnie doprowadzono do jej rozformowania. Część WAAF-ek zwolniła się z służby już w latach 1945-1946 (z powodu ciąż, urlopów na studia itp.). Pozostałe, podobnie jak ich koledzy lotnicy z Polskich Sił Powietrznych, do wyboru miały albo powrót do kraju, albo wstąpienie do Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia (PKPR) i pozostanie na emigracji. Ogromna większość kobiet nie wróciła do Polski - perspektywa życia w komunistycznym kraju była dla nich nie do pomyślenia. Służba w PLSK i później w PKPR była szansą na zdobycie zawodu i budowę fundamentów pod życie w cywilu w obcym kraju. Dla chętnych WAAF-ek organizowano kursy języka angielskiego, zawodowe, a także zapewniano wykształcenie na poziomie licealnym. Nie trzeba dodawać, że dla młodych, często niespełna 20-letnich kobiet początki życia na emigracji były skrajnie trudne - można rzec, trudniejsze niż dla demobilizowanych lotników. Wiele Polek mimo przeciwności losu odnalazło się w powojennej rzeczywistości. Niektóre zawarły małżeństwa z byłymi żołnierzami Polskich Sił Zbrojnych, czasem - z lotnikami (nieraz jeszcze w czasie trwania służby). Do najbardziej znanych "lotniczych par" należeli płk pil. Stanisław Karpiński (Dowództwo Sił Powietrznych) i por. pil. Stefania Wojtulanis, kpt. pil. Henryk Bibrowicz (315 Dywizjon) i ppor. Eugenia Henoch, kpt. pil. Bohdan Ejbich (304 Dywizjon) i ppor. Anna Ujejska oraz plut. pchor. Tadeusz Kamiński (317 Dywizjon) i kpr. Eugenia Pawliszyn.

Jak wspomniano wyżej, WAAF-ki do Wielkiej Brytanii trafiały różnymi drogami i miały za sobą często trudne przeżycia. Historię trzech swych koleżanek wiernie (choć nie bez patosu) opisała krótko Maria Brodzka - służąca po wojnie w stopniu kaprala w Dowództwie Sił Powietrznych w Londynie:

Sala kantyny w Dowództwie Lotnictwa Polskiego pełna. Są tu dziewczęta, młodzi ludzie i ci troszeczkę starsi. Wszystkich opina niebieski mundur. W rogu przy oknie siedzą cztery ochotniczki Pomocniczej Lotniczej Służby Kobiet. Nie słyszą gwaru wokół siebie. Są zatopione w rozmowie, a właściwie to jedna mówi, a wszystkie słuchają. Patrzę na te czasami roześmiane twarzyczki, na te oczy czasem zachodzące zadumą czy wręcz smutkiem, a niekiedy nawet przerażeniem. Wiem, że te cztery dziewczęta snują swoje wspomnienia. Przysiadam się do nich, gdyż i mnie jakoś dziwnie i smutno na duszy. Nawet nie zauważyły intruza. Lala snuje dalej swoje opowiadanie.

"Pamiętam jak wczoraj. Warszawa się broni. Słyszę w aparacie radiowym: - Linie obronne naszego bohaterskiego wojska przesuwają się na wschód. W naszym mieście jest jeszcze spokój. Zaczyna tylko brakować poszczególnych produktów spożywczych, ludzie wykupują wszystko. Wtem przez radio sucha notatka: - Armia sowiecka przekroczyła granice Polski. Brat Słowianin wbił Polsce nóż w plecy w chwili, gdy broniła się przed przemożną siłą odwiecznego wroga, Niemców.

Do domu wpada ojciec. Musimy się pakować. Zabieramy tylko ciepłe odzienie, pomimo tego, że na dworze upał nie do wytrzymania. Słyszę szloch matki. Nie mając żadnego środka lokomocji udajemy się na stację w nadziei, że będziemy mogli przedostać się do Lublina, do ciotki. Stacja wypełniona po brzegi. Pociągi nie chodzą. Zapowiadają przez głośnik, że może jutro przyjdzie pociąg towarowy, który będzie mógł nas zabrać. Nie pamiętam, jak długo siedzieliśmy na stacji. Pamiętam za to, gdy na salę dworca wpadają wojskowi w nieznanych mi mundurach. Zaczynam płakać. Rozdzielają nas od ojca i biją go kolbami karabinu, tak zresztą jak wszystkich mężczyzn. Wyprowadzają ich wszystkich z sali stacyjnej. Matka przerażona tuli mnie do siebie i cichutko obie płaczemy.

Znowu, jak w kalejdoskopie, przesuwają się moje wspomnienia. Jest zima. Malutka wioseczka sowiecka, baraki, ciężko pracująca matka, która zaczyna kaszleć coraz ciężej. Codziennie raniutko wychodzi razem z innymi kobietami do lasu ścinać drzewa.

Znowu czas zaciera moje wspomnienia. Sama pracuję przy malutkich dzieciach pozostawionych przez pracujące matki. Coraz tych dzieci mniej. Nie mamy wiadomości od ojca. Potem przychodzi najcięższy dzień mojego życia - śmierć matki. Zostaję sama pośród obcych. Snują się monotonne dnie, cały ich różaniec, podobne jedne do drugich. Potem wyjazd na południe z ludźmi mieszkającymi w tym samym przysiółku.

Potem w szeregach wojskowych. Służba wojskowa. Wyjazd przez Persję, którą pamiętam jako kolorowy film - minarety, fontanny, cudne słońce. Dalsza droga wiodła przez góry, doliny Iraku do Bagdadu i Palestyny. W porcie stoją kolosy statków pasażerskich, ładują nas na te statki, które płyną do Anglii. No i tutaj WAAF. - Resztę już same wiecie".

Na chwilę zapanowała cisza. W pewnym momencie głos zabiera Zosia. Jej okrągłą, małą twarzyczkę otaczają czarne loki, które na próżno stara się wcisnąć pod obowiązujący w WAAF-ie "wałek".

"Ja przeszłam inna drogę. Z Warszawy w 1939 roku z rodzicami udaliśmy się w stronę granicy rumuńskiej. Droga była straszna. Nad głowami krążyły samoloty niemieckie, polując na ludzi jak na zające. Z dala słychać było głuchy odgłos armat, przerywany silnymi wybuchami. To broniła się stolica Polski - Warszawa, którą oblegał odwieczny wróg.

Nie pamiętam dobrze jak przedostaliśmy się do Rumunii. Wiem tylko, że tatuś był wszędzie, wszystko wiedział. Zawsze uśmiechnięty i opiekuńczy. Jak się to stało, że znaleźliśmy się we Francji, on tylko znał całkowitą prawdę. Zdawało się nam, że już spokojnie przeżyjemy burzę wojenną. Gdzież tam. Ojciec zgłasza się do lotnictwa polskiego. Wyjeżdżamy do Anglii. Mnie tłumaczą, że jestem jeszcze za młoda do wojska. Pomimo tego udaje mi się dostać do drugiego polskiego szpitala w Szkocji. Przechodzę kurs sanitariuszek.

W roku 1943 dostaję się razem z 36-oma do nowo powstających oddziałów kobiecej służby przy lotnictwie angielskim tzw. WAAF-u. Tak jak każda z nas przeszłam Wilmslow, w którym potem zostaję instruktorką. Przybywa belek na rękawie... Szkoła oficerska i przydział na stację. Staż. W grudniu wysłano mnie na Hebrydy, gdzie zostaję przydzielona jako oficer odpowiedzialny za polską sekcję WAAF-u Jest to tak zwany Costal Command - do którego należy polski dywizjon bombowy 304. Przeniesiony do Kornwalii dywizjon ciągle lata... prowadzi bitwę o Atlantyk. Tyle się ciągle mówi o bitwie o Anglię, a tak mało się wspomina bohaterską bitwę o Atlantyk.

W tym czasie przeżywam dzień, który najbardziej upamiętnił mi się w okresie całej wojny. Jest mglisto i pada drobny deszcz. Czekam z podniesioną głową i nadsłuchuję, czy nie wraca Janek (byłam już w tym czasie zaręczona z dryblasem blisko dwumetrowym o rozwichrzonej czuprynie i błękitnych oczach). Nie wiem jak długo czekałam. Podobno trzy godziny. Przychodzi wiadomość, że zatonął po walce samolot kanadyjski. Serce moje ściska ból i ogarnia mnie przerażenie. Usta bezwiednie wymawiają modlitwę o szczęśliwy powrót Janka. Wtem słyszę wyraźnie warkot motoru. Wybiegam bez płaszcza na dwór. Maszyna już jest na ziemi i wolno "rolluje" w kierunku hangarów. Biegnę jak szalona w tym kierunku. Maszyna staje. Widzę przez szybę roześmianą twarz Janka".

Głos zabiera mała Maria:

"Ja, jak wiecie jestem tą "burzycielką Warszawy". Lata okupacji, to lata ciężkiego zmagania się nad utrzymaniem starszych rodziców. Lata okupacji to lata pracy w konspiracji. Przenoszenie meldunków, prasy, "Biuletynu Informacyjnego" - podsłuch radiowy, przewożenie pieniędzy do oddziałów leśnych, przenoszenie broni, kursy szkoleniowe w łamach szkoły podchorążych, ostre strzelanie na poligonach lasu Kabackiego - praca liczona godzinami stałego ryzyka ponad wszelką miarę. Lata okupacji niemieckiej - to lata hartu ducha i serca.

W tych latach szła ze mną rozzłocona nadzieją młodość, przyjaźń i miłość. Potem przychodzi powstanie warszawskie... Pozostaje pustka. O dziewczętach z AK powiedział kiedyś jeden z lotników takie słowa, które wryły mi się w pamięć: "Nie mogę mówić o zaletach wojskowych 86 ochotniczek z Pomocniczej Lotniczej Służby Kobiet, które przybyły z Armii Krajowej - bo o tym powiedziała już Warszawa. Jej broniły. Większość z nich ma polskie odznaczenia bojowe, kilka dosłużyło się stopni oficerskich. Czy to, że przeszły niewolę w najstraszniejszym jej wydaniu klęski psychicznej i nie załamały się - świadczy o ich harcie ducha? Nie, to było ich obowiązkiem, obowiązkiem polskiego żołnierza, tak jak naszym obowiązkiem było latać, a gdy przyszła potrzeba tak jak one, oddawaliśmy życie za Ojczyznę. Przyszły one do nas z wiarą, że znajdą w nas przyjaciół, że znajda ten sam entuzjazm i te sama miłość co paliła ich serca w Warszawie. Jest w tych dziewczętach tak niesłychany kapitał moralny. One wciąż nadal wierzą, że dobro i uczciwość muszą zwyciężyć. Pamiętajmy, że w tych polskich dziewczętach oddała nam swój ostatni uśmiech - WOLNA WARSZAWA".

Zapanowała kompletna cisza. Odwracam głowę i widzę, że wielkie grono kolegów lotników otoczyło naszą grupkę dziewcząt i z powagą przysłuchują się ich słowom. Z rozmachem wcisnęłam czapkę na głowę i ze ściśniętym sercem wyszłam na ulicę obojętnego Londynu.

Niestety stosunkowo niewiele o polskich WAAF-kach pisali polscy lotnicy. Niewątpliwie wpływ na to ma fakt, że Polki nie trafiały przeważnie do jednostek bojowych, lub trafiały, ale pod sam koniec wojny albo już po niej, a ten okres w literaturze wspomnieniowej jest dość rzadko opisywany. Nie oznacza to, że o WAAF-kach nikt nigdy nie napisał. Kpt. pil. Stanisław Abramski z 300 Dywizjonu w relacji dotyczącej nalotu na Berlin nocą z 14 na 15 kwietnia 1945 r. wspominał och. Ludwikę (Lulę) Smolak, służącej w bazie RAF Faldingworth w charakterze kierowcy:

(...) O godzinie 4:45 dotykaliśmy, kołami betonowej bieżni. Na stanowisku postoju naszego samolotu czekał już na nas major Jarkowski, który przyjechał sanitarką. Ledwie wyłączyłem silniki, a już usłyszałem podniesiony głos "starego", który z dołu, nie mogąc się doczekać naszego wyjścia, dopytywał się o stan naszego zdrowia.
- Czy jest ktoś ranny? - wołał, abym go lepiej słyszał, przez okienko w kabinie. - Dlaczego tak późno wracasz? Czego nie meldowałeś powrotu nad brzegiem?
- Uspokój się - odkrzyknąłem mu z kabiny. - Wszyscy żyjemy i jesteśmy cali.
- To najważniejsze - odetchnął dowódca. - Ale zostaw tam wszystko i schodźże czym prędzej!
Chwilę później wygramoliłem się z maszyny, a za mną poczłapali koledzy.
- To mówże, jak było - miażdżył mi dłoń Jarkowski. - Co tak późno?
- Następnym razem wezmę cię na pokład w charakterze pasażera, to poznasz odpowiedź na pozostałe pytania - powiedziałem dowódcy. - Będziesz wiedział, dlaczego na "Sugarze" startuje się pierwszym, a ląduje ostatnim. Jeśli w ogóle się ląduje...
- Wiem, widziałem twój grobowy start i mało mi serce nie wysiadło - uśmiechnął się niepewnie Jarkowski. - Daj spokój z tym gruchotem. Dzwoniłem już do Grupy i przyrzekli, że na następny lot dadzą ci nowy samolot...
- Mhm... - mruknąłem zmęczony i poczłapałem w stronę samochodu, w którym siedziała już cała załoga.
Nie zdobyłem się na żaden inny komentarz, bo po prostu żal mi się zrobiło. Żal, całkiem zwyczajnie, tego grata, który w gruncie rzeczy okazał się wcale dobrym samolotem, który nie tylko wyszedł z korkociągu i uratował nam życie, ale jeszcze przy tym dał nam praktyczną lekcję, jak należy wyrywać się reflektorom...

Lula Smolak, polska wafka, która przywiozła nas do maszyny i teraz odwoziła, rozgadała się nagle.
- Dowódca miał rację, pan rzeczywiście wystraszył nas porządnie podczas tego startu. Jak zobaczyłam, że runway się kończy i samolot nie może się oderwać od ziemi, odwróciłam się i zatkałam uszy, myśląc, że to już koniec. Nie wiem, jak pan kapitan z tego wyszedł. W dodatku jak was odwiozłam do samolotu, to porucznik Teliga powiedział, żebyśmy zapalili jeszcze ostatniego papierosa. Zupełnie jakby szedł na gilotynę. Tak się tym, co powiedział, przejęłam, że aż do tej pory nie mogłam zasnąć...
- No już dobrze - pocieszałem ją. - Ale niech nam pani przypadkiem teraz nie zaśnie, OK?
- No wie pan - oburzyła się dziewczyna. Wafka zatrzymała samochód przed salą załóg, gdzie zostawiliśmy nasz ekwipunek, i w dalszą drogę ruszyliśmy pieszo (...)

Wojciech Zmyślony

Naczelny Wódz gen. Władysław Sikorski (z lewej) i dowódca Armii Polskiej w ZSRR gen. Władysław Anders podczas inspekcji oddziału polskich ochotniczek - wiele z nich zasiliło później szeregi Pomocniczej Lotniczej Służby Kobiet. Związek Radziecki, luty 1942 r.
Por. Stefania Wojtulanis zanim wstąpiła do Pomocniczej Lotniczej Służby Kobiet latała jako pilot rozprowadzający ATA, odwiedzając m.in. polskie dywizjony. Na zdjęciu w towarzystwie por. Jerzego Mencla (z lewej) i plut. Piotra Hanzelki z 317 Dywizjonu, 1942 r.
WAAF-ki pod dowództwem por. Heleny Paszkowskiej podczas przeglądu w bazie Wilmslow, listopad 1943 r.
Na pierwszym planie od lewej: mjr Jan Zumbach, Helena Sikorska (wdowa po Naczelnym Wodzu) oraz ppłk Jerzy Bajan (polski oficer łącznikowy przy dowództwie Lotnictwa Myśliwskiego RAF; Fighter Command). W tle w środku widać dwie polskie WAAF-ki, w ramach obowiązków służbowych przybyłe zapewne z Londynu do Northolt, gdzie wykonano zdjęcie. 16 marca 1944 r.
Inne zdjęcie wykonane przy tej samej okazji - cztery Polki, od lewej: nierozpoznana, oficer PLSK, nierozpoznana, oraz Maria Maculewicz - oficer oświatowa 131 Skrzydła Myśliwskiego.
Kadra szkoły pilotażu początkowego 16 (Polish) Service Flying Training School przed dwusilnikowym Oxfordem, na którym uczyli się latać przyszli piloci bombowi i transportowi. Pod nosem samolotu stoi komendant szkoły, mjr pil. Stanisław Cwynar, zaś na prawo od niego widać WAAF-kę w randze podoficerskiej. Newton, przełom lat 1944-1945.
Ks. kpt. Alojzy Kowalkowski, kapelan Polskich Sił Powietrznych, w towarzystwie szkolących się polskich WAAF-ek. Wilmslow. Maj 1944 r.
Grupka polskich dziewcząt sfotografowanych podczas kursu rekruckiego w towarzystwie kadry instruktorskiej i kapelana, ks. kpt. Alojzego Kowalkowskiego (stoi trzeci od lewej, przysłonięty). Wilmslow, maj 1944 r.
Uroczystość zakończenia kursu rekruckiego dla polskich WAAF-ek. W środku ks. kpt. Alojzy Kowalkowski, z lewej polska komendantka PLSK, mjr Helena Paszkiewicz. Wilmslow, maj 1944 r.
Oficer wywiadowczy por. Alicja Włyńska spisuje meldunek rozmawiając z załogą Lancastera z 300 Dywizjonu, która wróciła z lotu bojowego nad Bremę. Wśród lotników od lewej: sierż. obs. Franciszek Franczak, nierozpoznany, nierozpoznany, plut. mech. pokł. Hieronim Stawicki, nierozpoznany, por. pil. Tadeusz Wierzbowski. Faldingworth, 23 marca 1945 r.
Zbrojmistrze 300 Dywizjonu w towarzystwie polskiej WAAF-ki przy 4000-funtowej bombie typu "cookie" (ciasteczko) i Lancasterze. Faldingworth, wczesna wiosna 1945 r.
Grupowe zdjęcie personelu naziemnego - w tym i służących w 300 Dywizjonie ochotniczek PLSK, czyli WAAF-ek - przed czterosilnikowym Lancasterem. Druga od prawej stoi krawcowa st. szer. Leonarda Korniłowicz. Faldingworth, 1944-1946.
Załoga BH-V wysiada z samolotu po powrocie z Belgii (lot z transportem jeńców). Z prawej mechanik, przy drabince plut. bomb. Blicharski, z lewej strony polska WAAF-ka. 23 maja 1945 r., Faldingworth.
Kolejne znaczące zasilenie PLSK nastąpiło, gdy w 1945 r. wyzwolone zostały obozy jenieckie i koncentracyjne na terenie Niemiec, w których przebywały Polki. Na zdjęciu oficerowie 131 Skrzydła Myśliwskiego na terenie wyzwolonego obozu w Oberlangen, gdzie więzione były dziewczęta z Armii Krajowej walczące w powstaniu warszawskim.
Żołnierze 309 Dywizjonu w towarzystwie polskich WAAF-ek, od lewej: ppor. pil. Zygmunt Jaeschke, st. szer. Aniela Kozłowska, nierozpoznana, oficer administracji ppor. Tadeusz Jasiński, ppor. pil. Jan Lewandowski. Coltishall, 1945 r.
Lotnicy i WAAF-ki pracujące w Wydziale Planowania Dowództwa Sił Powietrznych. Trzeci od lewej siedzi szef wydziału (ppłk obs. Władysław Bohuszewicz?). Londyn, 1945 r.
Defilada WAAF-ek przed gen. Mateuszem Iżyckim, dowódcą Polskich Sił Powietrznych, przybyłym do polskiej bazy celem dekoracji lotników. Andrews Field, 30 października 1945 r.
Inne ujęcie Polek w stalowych mundurach wykonane przy tej samej okazji.
Pamiątkowa fotografia wykonana po ślubie st. sierż. Stefana Rylla (w środku, na lewo od panny młodej). Państwu młodym towarzyszą dowódca PSP gen. Mateusz Iżycki (u góry, z czapką pod ramieniem), lotnicy oraz polskie WAAF-ki, pracujące w Wyższej Szkole Lotniczej w Weston-super-Mare. 7 kwietnia 1946 r.
Od lewej: szeregowiec WAAF-ka, szeregowiec Polskich Sił Powietrznych oraz oficer PLSK (w stopniu Section Officera). Miejsce, czas i okoliczności wykonania zdjęcia nieznany.
Kpr. Maria Brodzka, służąca w Dowództwie Sił Powietrznych w Londynie.
Pamiątkowy wpis do kroniki Lotniczej Czołówki Teatralnej dokonany przez polskie WAAF-ki 25 września 1943 r. po obejrzeniu występu teatralnego w bazie RAF Newton.
Plakat zachęcający Polki do wstępowania do Pomocniczej Wojskowej Służby Kobiet.