Polskie Siły Powietrzne w II wojnie światowej
Józef Piałucha

Józef Piałucha

Józef Piałucha urodził się 15 stycznia 1916 r. w miejscowości Stare Szpaki w powiecie łosickim koło Białej Podlaskiej. Jego rodzicami byli Jan i Teofila z domu Panasiuk. Po ukończeniu siedmiu klas szkoły powszechnej w pobliskich Górkach oraz trzyletniej Państwowej Szkoły Rzemieślniczo-Przemysłowej w Brześciu nad Bugiem, w czerwcu 1935 r. wstąpił ochotniczo do wojska. 4 listopada tego roku rozpoczął służbę w 5 Pułku Lotniczym w Lidzie. Po złożeniu przysięgi wojskowej, na początku 1936 r. przeszedł przeszkolenie w pułkowej Szkole Obsługi Samochodów, a następnie ukończył kurs kierowców samochodowych w 9 Batalionie Pancernym w Lublinie. Od 27 maja 1936 r. został przydzielony do Kompanii Portowej 5 Pułku jako kierowca samochodu. W kwietniu 1937 r. otrzymał awans na starszego szeregowca. 18 kwietnia 1937 r. rozpoczął szkolenie w pułkowej Szkole Podoficerskiej, po którego ukończeniu w dniu 3 lipca powrócił do swojej Kompanii Portowej. 10 grudnia 1937 r. został awansowany na stopień kaprala nadterminowego. W okresie od 1 września 1938 r. do 1 kwietnia 1939 r. odbył kurs mechaników samochodowych lotnictwa przy 1 Batalionie Balonowym w Toruniu. Po nim otrzymał przydział jako mechanik do 53 Eskadry Obserwacyjnej dowodzonej przez kpt. pil. Józefa Kierzkowskiego, która stacjonowała na lotnisku Porubanek w Wilnie. 26 sierpnia 1939 r. został szefem plutonu samochodowego w eskadrze, która wkrótce zgodnie z rozkazami mobilizacyjnymi przydzielona została do wsparcia Armii „Modlin”.

Podczas całej kampanii wrześniowej Piałucha przeszedł szlak bojowy eskadry aż do miejscowości Jabłonica koło granicy polsko-węgierskiej, którą razem z eskadrą przekroczył 20 września 1939 r. Następne dwa miesiące spędził w węgierskich obozach dla internowanych w Szombathely i Kapuvar, po czym przez Budapeszt i Zagrzeb dotarł do Splitu w Jugosławii. Tam zaokrętował się na statek i ostatecznie 20 grudnia 1939 r. wylądował w Marsylii. Po krótkim pobycie w obozie wojskowym w Carpiagne został skierowany do Centrum Wyszkolenia Lotnictwa w Lyonie i wciągnięty na listę personelu Polskich Sił Powietrznych we Francji. 7 marca 1940 r. wyjechał do Wielkiej Brytanii. Po krótkim przeszkoleniu zasadniczym rozpoczął z końcem lipca 1940 r. służbę w polskich jednostkach szkolnych: początkowo w jednostce wyszkolenia bojowego 18 Operational Training Unit w Bramcote, a następnie w polskiej 25 Szkole Pilotażu Początkowego (25 (Polish) Elementary Flying Training School) w Hucknall oraz polskiej 16 Szkole Pilotażu Podstawowego (16 (Polish) Service Flying Training School) w Newton. Na początku grudnia 1943 r. zgłosił się do personelu latającego. 22 stycznia 1944 r. ukończył przeszkolenie dla mechaników pokładowych w 4 School of Technical Training w St Athan, a dwa dni później, już w stopniu brytyjskiego Sergeanta, dostał przydział do 300 Dywizjonu Bombowego „Ziemi Mazowieckiej” stacjonującego w bazie RAF w Faldingworth. Dywizjon ten kończył w tym czasie przezbrajanie się z średnich bombowców Wellington na czterosilnikowe Lancastery. Wkrótce miał wejść do akcji jako jedyna polska jednostka ciężkich bombowców.

W Dywizjonie „Ziemi Mazowieckiej” Piałucha dołączył do następującej załogi: pilot F/Sgt Zdzisław Stępień, bombardier Sgt Józef Jaś, nawigator Sgt Józef Jawor, radiotelegrafista Sgt Konrad Staniewicz, górny strzelec Sgt Józef Derewienko, do której jako ostatni w połowie czerwca 1944 r. dołączył strzelec ogonowy Sgt Franciszek Żentar. Na swój pierwszy lot pod dowództwem doświadczonego pilota F/Sgt Henryka Markiewicza nowo sformowana załoga wyleciała wieczorem 14 czerwca 1944 r. nad Hawr. Zadanie to wykonano bez kłopotów. W trakcie późniejszych lotów, Sgt Piałucha latał nad Boulogne, Aulnoye w północnej Francji, a także bombardował kolejowe stacje rozrządowe w Dijon i Orleanie. Nie wszystkie loty przebiegły jednak tak spokojnie, jak ten pierwszy. Podczas lotu nad Orlean Lancaster I BH-D (LM488), którym Piałucha leciał z inną załogą w zastępstwie chorego mechanika pokładowego, został zaatakowany przez nurkującego z dużej wysokości Messerschmitta 109. Tylny strzelec celnym ostrzelał przeciwnika uzyskując trafienia w okolice kadłuba. Atakujący myśliwiec szybko zanurkował i zniknął z pola widzenia. W chwilę potem na ziemi załoga zaobserwowała rozbłysk eksplozji i niewielki pożar na ziemi. W efekcie Messerschmitta uznano za prawdopodobnie zestrzelonego. Dokładnie tydzień później, 12 lipca w drodze na bombardowanie stacji rozrządowej w Revigny, samolot Piałuchy został zaatakowany przez dwusilnikowego Messerschmitta 110. Polski pilot wykonał błyskawiczny unik, a obaj strzelcy: Sgt Derewienko i Sgt Żentar odpowiedzieli ogniem. Przy powtórnym ataku nieprzyjaciela, pociski wystrzelone z jednej z wieżyczek strzeleckich Lancastera I BH-F (LL804) trafiły w kabinę Messerschmitta. Myśliwiec błyskawicznie przerwał walkę i zniknął w chmurach. Po powrocie do Faldingworth uznano nieprzyjacielski samolot za uszkodzony, bądź prawdopodobnie zestrzelony.

Pięć dni później nad Emieville we Francji miało miejsce wydarzenie, które w prasie polskiej i brytyjskiej zostało uznane, jako „cud”. Gazety szeroko rozpisywały się na jego temat, a do bazy w Faldingworth wkrótce zaczęli masowo zjeżdżać dziennikarze chcąc dokładnie opisać ten niezwykły lot. Wczesnym rankiem 18 lipca 1944 r. 300 Dywizjon wysłał czternaście Lancasterów nad Emieville, niewielką miejscowość w pobliżu Caen w północnej Francji, z zadaniem zbombardowania znajdujących się nieopodal pozycji wojsk niemieckich. Już nad celem cała wyprawa znalazła się pod ciężkim ogniem niemieckiej artylerii przeciwlotniczej. Lancaster III BH-J (JA922), którym tego dnia leciała załoga Piałuchy został trafiony odłamkami eksplodującego obok pocisku. Wybuch uszkodził tylną wieżyczkę strzelecką bombowca i szarpnął nią tak, że obróciła się ona o ponad 90 stopni, poza swoje normalne położenie. Stalowe drzwiczki znajdujące się za plecami strzelca i prowadzące w głąb kadłuba zostały wyrwane, zaś gwałtowny pęd powietrza wyrzucił na zewnątrz tylnego strzelca Franciszka Żentara. Od bliskiej śmierci uratowało go jedynie to, że wypadając zaczepił lewą stopą o wystający fragment wieżyczki i zawisł w powietrzu do góry nogami. Na pomoc koledze ruszyli: górny strzelec Sgt Józef Derewienko i mechanik pokładowy Sgt Józef Piałucha. Najpierw próbowali wciągnąć go do środka kadłuba, jednak pęd powierza skutecznie uniemożliwiał wszelkie wysiłki pochwycenia wiszącego strzelca. Próby uruchomienia hydraulicznego sterowania wieżyczki spełzły na niczym. Widząc tracącego powoli świadomość kolegę, Piałucha podjął bardzo ryzykowną decyzję. Wychylił się (bez spadochronu, który znacznie ograniczał mu ruchy) maksymalnie na zewnątrz samolotu. Trzymając w rękach linę walczył z podmuchami powietrza i wstrząsami próbując okręcić linkę wokół wiszącego bezwładnie strzelca. Po kilku minutach udało mu się w końcu owinąć ją wokół jego pasa i zabezpieczyć prowizorycznie w ten sposób przed śmiertelnym upadkiem na ziemię. W tym samym czasie pilot wiedząc o dramatycznych próbach uratowania tylnego strzelca ostrożnie zawrócił w kierunku Wielkiej Brytanii i skierował się w stronę najbliższego lotniska. Dramatyzmu sytuacji dodawał również fakt uszkodzenia odłamkami elektrycznego wyrzutnika bomb. Wobec niemożności dokonania awaryjnego zrzutu samolot musiał powracać z pełnym ładunkiem w komorze bombowej. Po pół godzinie lotu, już w okolicy brytyjskiego wybrzeża, pilot poprosił o zgodę na lądowanie w najbliższej RAF w Tangmere. Załoga przygotowała się do ogromnie niebezpiecznego lądowania z pełnym ładunkiem bomb, a górny strzelec i mechanik pokładowy zaczęli podciągać linkę starając się przyciągnąć tylnego strzelca jak najbliżej kadłuba i uchronić go od niebezpieczeństwa uderzenia głową o nawierzchnię lotniska. W trakcie lądowania, pilot mistrzowsko posadził ciężkiego Lancastera na pasie startowym, a ranny tylny strzelec ostatnim wysiłkiem woli podniósł głowę, jak najwyżej, aby nie zahaczyć nią o twardy beton. Kiedy po chwili do stojącego na poboczu samolotu podjechał ambulans, okazało się, że szczęśliwie Sgt Żentar nie odniósł żadnych poważniejszych obrażeń poza obfitym krwawieniem z uszu i ust oraz silnym bólem nogi, którą przez ponad godzinę był zaczepiony w powietrzu zwisając głową w dół. Ku zdumieniu lekarzy dokonane wkrótce prześwietlenie nie wykazało nawet śladu złamania.

Następnego dnia w uznaniu wielkiej odwagi i poświęcenia w obliczu niebezpieczeństwa Sgt Józef Derewienko i Sgt Józef Piałucha otrzymali oficjalną pochwałę od Dowódcy Sił Powietrznych, gen. bryg. Mateusza Iżyckiego. Po tym wydarzeniu tylny strzelec trafił do szpitala na obserwację, a Piałucha wraz z resztą załogi po kilku dniach przerwy powrócił do bojowego latania. Odbył jeszcze kolejne dwa loty na bombardowanie Stuttgartu i zbiorników paliwa przy kanale Gandawa-Terneuzen w Belgia, zanim - mając na koncie udział w 11 operacjach - nie został skierowany na zasłużony urlop. W międzyczasie do 300 Dywizjonu dotarła informacja, iż w uznaniu wyjątkowej odwagi i ofiarności wykazanej w obliczu wroga, brytyjski dowódca bazy RAF Tangmere złożył wniosek do dowództwa Lotnictwa Bombowego RAF (Bomber Command) o przedstawienie Sgt Józefa Piałuchy do odznaczenia jednego z najwyższych brytyjskich odznaczeń za wykazaną dzielność - Conspicuous Gallantry Medal. Ostatecznie wniosek ten został zaaprobowany przez dowódcę Bomber Command ACM Arthura Harrisa 28 sierpnia 1944 r. Nie doszło jednak do uroczystego nadania tego ogromnie zaszczytnego i jedynego nadanego polskiemu lotnikowi wyróżnienia, bowiem kilka dni wcześniej załoga Piałuchy (za wyjątkiem pilota Zdzisława Stępnia i tylnego strzelca Franciszka Żentara) została przeniesiona z Faldingworth do bazy w Brinidisi we Włoszech, z przydziałem do polskiej 1586 Eskadry Specjalnego Przeznaczenia. Na miejscu lotnicy stawili się 27 sierpnia 1944 r.

Załoga Piałuchy już parę dni później, w nocy z 1 na 2 września 1944 r., poleciała na swój pierwszy lot specjalny z doświadczonym pilotem W/O Józefem Nalepą. Celem było wykonanie zrzutu zaopatrzenia na placówkę „Robot 509”. Podczas powrotu po udanej operacji, niedaleko granicy węgierskiej w rejonie jugosłowiańskiego miasta Sombor (obecnie w Serbii), ok. godz. 02.30 ich Halifax II GR-M (BB389) został nagle celnie ostrzelany przez artylerię przeciwlotniczą. Trafiony samolot błyskawicznie stanął w ogniu. Wyskoczyć ze spadochronem zdążył jedynie nawigator F/Sgt Tadeusz Jawor, który dostał się do niewoli. Pozostali członkowie załogi: pilot W/O Józef Nalepa, bombardier F/Sgt Józef Jaś, radiooperator Sgt Konrad Staniewicz, mechanik pokładowy Sgt Józef Piałucha oraz strzelcy Sgt Adam Białoszewski i F/Sgt Józef Derewienko, ponieśli śmierć na miejscu. Wszyscy pochowani zostali na Brytyjskim Cmentarzu Wojskowym w Belgradzie.

Pośmiertnie awansowany do stopnia sierżanta (Sergeant) Józef Piałucha pośmiertnie był odznaczony Krzyżem Walecznych, Medalem Lotniczym oraz Polowym Znakiem Mechanika Pokładowego (nr 39), a także wspomnianym wcześniej Conspicuous Gallantry Medal. Dopiero gdy wojna się skończyła, wiosną 1946 r. nadany mu prawie dwa lata wcześniej CGM odebrał w jego imieniu kuzyn - Sgt Anatoliusz Skwara, również służący w 300 Dywizjonie jako specjalista od przyrządów pokładowych. Po zakończeniu wojny Anatoliusz Skwara wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie przez prawie 60 lat troskliwie opiekował się tym pamiątkowym odznaczeniem. W 2004 r. podczas jednej z jego wizyt w kraju, w rodzinnym Podlasiu, przekazał odznaczenie do Muzeum Regionalnego w Siedlcach, gdzie do dnia dzisiejszego stanowi ono prawdziwą ozdobę jego zbiorów.

Grzegorz Korcz