Jak-1b z napisem fundacyjnym Wolfa Messinga
Niewątpliwie najsłynniejszym samolotem lotnictwa ludowego Wojska Polskiego w czasie II wojny światowej był Jak-1b z fundacyjnym napisem, podarowany przez Wolfa Messinga lotnikom 1 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego „Warszawa”. Jego historia była podejmowana w wielu różnych publikacjach, jednak były to próby fragmentaryczne i niekompletne. Ten artykuł po latach na nowo, w szerszej perspektywie postara się opowiedzieć historię samolotu i przedstawić wszelkie dostępne materiały ikonograficzne i wspomnieniowe, a przede wszystkim po raz pierwszy krótko opisać postać ofiarodawcy - który nawet dla pilotów Pułku „Warszawa” był postacią anonimową.
Samolot podarowany przez Messinga budzi tak wielkie zainteresowanie, bowiem jest to jedyna szerzej znana maszyna lotnictwa ludowego Wojska Polskiego z napisem fundacyjnym. Napisy fundacyjne były inskrypcjami umieszczanymi na samolotach zawierającymi dane ofiarodawcy, a czasem także jednostki wojskowej lub wręcz pilota, który samolot miał otrzymać. Częstokroć zawierały także hasła wzywające do boju. Napisy takie trafiały na maszyny zakupione za pieniądze osób prywatnych, firm bądź instytucji na potrzeby wojska. Zakup polegał na przekazaniu stosownej kwoty na rzecz funduszu wojennego, w zamian za co otrzymywało się prawo do umieszczenia na jego kadłubie wymyślonej przez siebie inskrypcji. Samoloty takie były doskonałym materiałem propagandowym i dlatego wiele z nich było opisywanych w prasie, a nawet uwiecznianych w kronikach filmowych.
Tradycja fundowania samolotów jest prawie tak stara, jak samo lotnictwo wojskowe. Istniała już w czasie dwudziestolecia międzywojennego, a po wybuchu II wojny światowej przeżyła czasy świetności. Napisy fundacyjne umieszczano na maszynach należących do sił powietrznych m.in. Wielkiej Brytanii, ZSRR, Finlandii i Polski. W polskim lotnictwie przed wojną spektakularnym tego przykładem był bombowiec PZL.37A Łoś (72.11) z napisem: "DAR PRACOWNIKÓW BANKU GOSPODARSTWA KRAJOWEGO / BANKU POLSKIEGO / PAŃSTWOWEGO BANKU ROLNEGO / POCZTOWEJ KASY OSZCZĘDNOŚCI / BANKU POLSKA KASA OPIEKI". W Polskich Siłach Powietrznych na Zachodzie latały maszyny zakupione przez fundusze wojenne: m.in. Spitfire IIA z 315 Dywizjonu Myśliwskiego „Dęblińskiego” z napisem "East India" (ufundowany przez East India Found) oraz Wellington IC "Assam Bomber" (ufundowany przez Assam War Fund) z 300 Dywizjonu Bombowego „Ziemi Mazowieckiej”.
Największą popularność napisy fundacyjne zdobyły jednak w Związku Radzieckim - zapewne za sprawą panującej tam ideologii wychwalającej pracę i czyn społeczny jako wartości same w sobie. Ofiarodawcami były nie tylko społeczności miast, pracownicy zakładów przemysłowych, ale także pojedynczy kołchoźnicy, kolejarze, robotnicy, członkowie Komsomołu, a nawet teatry. Zwyczaj ten nie ominął także lotnictwa ludowego Wojska Polskiego. Historia samolotu ufundowanego przez Wolfa Messinga związana jest z 1 Pułkiem Lotnictwa Myśliwskiego „Warszawa”. Była to pierwsza jednostka lotnictwa ludowego Wojska Polskiego, utworzona w Grigoriewskoje (początkowo jako 1 Samodzielna Eskadra Lotnictwa Myśliwskiego). Przedwojennych lotników polskich policzyć można było na palcach jednej ręki. Pilotów trzeba było wyszkolić od podstaw, wobec czego pierwszym sprzętem 1 PLM były szkolno-treningowe UT-2, na których przerabiano pilotaż podstawowy. Potem kursanci przesiadali się na dwustery Jak-7, a następnie na docelowe myśliwce bojowe Jak-1b. Pierwsze egzemplarze tych maszyn dostarczono do 1 PLM na początku września 1943 r. Były to maszyny używane wcześniej przez jednostki sowieckie. Do końca października 1943 r. na stanie pułku znalazło się 15 myśliwców. Potem w dwóch turach do jednostki dostarczono fabrycznie nowe egzemplarze: 27 lutego 1944 r. 10 sztuk oraz 29 marca 1944 r. - 19 sztuk: razem 44 sztuki. Ale 1 kwietnia 1944 r. jednostka miała na stanie już 45 samolotów. Tym jednym dodatkowym, dostarczonym był właśnie samolot ofiarowany przez Messinga. Trafił do pułku w styczniu lub lutym 1944 r. i przekazany został bez żadnej specjalnej uroczystości czy ceremonii. Za jego pozyskaniem stała Wanda Wasilewska, polska komunistka, współtwórczyni i przewodnicząca tzw. Związku Patriotów Polskich. Namówiła ona Messinga do zakupu samolotu dla Pułku „Warszawa”.
Nietypowo oznaczona maszyna zapadła w pamięć lotnikom tej jednostki. Pisał o niej w swoich wspomnieniach ówczesny chor. Edward Chromy, pilot 1 eskadry:
W ciągu marca do pułku kolejno grupami nadchodziły samoloty bojowe. Ogółem otrzymaliśmy ich czterdzieści. Były to nowiutkie, prosto z fabryk nadsyłane Jaki-1. Samoloty były uzbrojone i miały pełne bojowe wyposażenie. Lśniły czystością i pachniały świeżym lakierem. Jeden z nich zwracał specjalnie uwagę. Na jego kadłubie widniał napis w języku rosyjskim: "Dar profesora Wolfa Messinga dla polskich lotników w ZSRR".
Czym się kierował profesor Messing, ofiarowując nam ten samolot - nie wiem. W każdym razie świadczyło to o popularności i sympatii, jaką wzbudzaliśmy w społeczeństwie radzieckim.
Dużo więcej do powiedzenia na temat samolotu Messinga miał inny pilot pułku, ówczesny kpt. Medard Konieczny (zastępca dowódcy pułku ds. polityczno-wychowawczych). W wydanej po wojnie książce pisał:
Jaki-1M (...) zaczęły nadchodzić do pułku z Kuźniecka partiami od 27 lutego. Były to samoloty jeszcze pachnące lakierem, z uzbrojeniem na pokładzie, posiadające pełne wyposażenie radiowe. Przysyłano je z wytwórni z wymalowanymi numerami bocznymi, ale jeszcze bez szachownic. Ponieważ stanowiły własność polskiego lotnictwa, pułkowi plastycy z namaszczeniem malowali na przedniej części kadłuba biało-czerwone szachownice, znaki naszego wojskowego lotnictwa. Niech hitlerowcy wiedzą, z kim walczą!
Pierwsza partia myśliwców Jak-1M dostarczonych do pułku liczyła 10 samolotów. W pułku właściwie znalazło się ich w tym czasie 11. A stało się to tak. W dalekim Władywostoku mieszkał profesor Wolf Messing, nieposiadający co prawda żadnych polskich koligacji, ale darzący nas sympatią. W grudniu 1943 roku kupił on Jaka-1M i przekazał go w darze 1 Pułkowi Lotnictwa Myśliwskiego „Warszawa”. Zgodnie z życzeniem ofiarodawcy miał na nim latać najstarszy polski pilot. W tym czasie za takiego uchodził Wicherkiewicz. Kiedy przybył do pułku Tałdykin, uznał za najstarszego mnie i przydzielił mi Jaka profesora Messinga.
Samolot nosił numer boczny 48, a na kadłubie miał napis "Dar profesora Wolfa Messinga dla polskich lotników w ZSRR". Gdy odchodziliśmy na front, napis ten trzeba było zamalować, aby samolot nie różnił się od innych w pułku. Przydzieliłem go, zgodnie z obietnicą, pod opiekę kaprala Trzeciaka, jako że pochodził z innej wytwórni i miał niektóre inne rozwiązania.
Do wspomnień Koniecznego wkradło się kilka nieścisłości. Pierwszą jest to, jakoby Messing nie miał żadnych polskich koligacji (o czym dalej). Druga to określenie Jaków-1b mianem Jaków-1M (w rzeczywistości oznaczenie Jak-1M "Moskit" otrzymała inna, późna wersja rozwojowa maszyny, nieprodukowana seryjnie poprzedniczka Jaka-3). Samolotów nie produkowano w Kuźniecku, lecz wytwórni nr 292 (Завод № 292) w Saratowie, położonej jednak (jak na warunki rosyjskie) "w pobliżu" (ok. 230 km od Kuźniecka). W Kuźniecku stacjonować mogła za to jednostka dostawcza samolotów, zajmująca się przeprowadzaniem ich z fabryk na lotniska pułków.
Dzięki wspomnieniom wiemy, że samolot z napisem fundacyjnym Messinga trafił do pułku pomiędzy grudniem 1943 r. (gdy został zakupiony) a 22 lutego 1944 r., gdy do pułku przybył ppłk Iwan Tałdykin. Według Koniecznego Jak pochodził z innej wytwórni niż pozostałe fabrycznie nowe Jaki-1b 1 PLM - najprawdopodobniej Wytwórni nr 153 w Nowosybirsku (Завод № 153). Samolot miał numer fabryczny 48184 (złożony z numeru egzemplarza w serii tj. 48 - na podstawie którego malowano numer taktyczny oraz numeru serii - 184).
Napis fundacyjny na samolocie Koniecznego widniał nie dłużej niż pięć miesięcy. Potem przeniesiono go na inną maszynę 1 PLM. Powodem tego była uroczystość nadania kursantom drugiej grupy szkolnej tytułów pilota wraz z równoczesną promocją na stopnie chorążego (pierwszą oficerską rangę ludowego Wojska Polskiego). Z tej okazji 28 maja 1944 r. do Grigoriewskoje przybyła delegacja tzw. Związku Patriotów Polskich w towarzystwie gen. Bronisława Półturzyckiego, zastępcy dowódcy 1 Armii Wojska Polskiego. Konieczny pisał w swoich wspomnieniach o pilotach tej grupy:
Chorążowie piloci Czownicki, Łazar, Szwarc czy Żurawski w czasie działań bojowych byli zaliczani do czołówki pułkowych pilotów. Nie było wówczas oficjalnych prymusów. Nieoficjalnie za prymusa drugiej promocji uznano Czownickiego, przydzielając mu Jaka nr 13, przewidzianego przez ZPP dla najlepszego pilota pułku.
Samolot ten został ufundowany przez wspomnianą wcześniej Wandę Wasilewską. Jako literatka otrzymała ona w 1943 r. Nagrodę Stalinowską I stopnia (Сталинская премия первой степени) w zakresie literatury i sztuki - prozy. W liście do Stalina napisała, by pieniądze z nagrody przekazać na "budowę samolotu bojowego", który miał otrzymać imię „Warszawa”, w celu upamiętnienia obrońców Warszawy z 1939 r. Stalin miał się przychylić do prośby. Jakkolwiek nie jest absolutnie pewne, że maszyna ta trafiła do 1 PLM „Warszawa”, historia nagrody, imienia „Warszawa” i zakup samolotu przez ZPP układają się w spójną całość. Co ciekawe, sam Jerzy Czownicki nic o udziale Wasilewskiej w zakupie "trzynastki" nie wiedział.
Wynosząca 100 000 rubli nagroda Wasilewskiej została przyznana za wydaną rok wcześniej powieść "Tęcza". W książce Jerzego Święcha "Literatura polska w latach II wojny światowej" tak scharakteryzowano to "dzieło":
"Tęcza" to z kolei obraz wojny w konwencji quasi-mitycznej, ukazującej wydarzenia jako rezultat krwawych zmagań narodu w obronie najświętszych wartości. Wedle obowiązującej propagandowej wykładni, kamuflującej fakty niewygodne dla władzy radzieckiej, najwyższym imperatywem w tej walce była obrona wartości usymbolizowanych przez Ziemię i Naród, najważniejszą motywacją - sprawiedliwa zemsta, jaką lud wymierzy interwentom naruszającym obszar święty. (...) "Tęcza" uruchamia bogatą, a monotonną sekwencję obrazów, z których przeziera oblicze wroga jako nieludzkiej bestii. Matka nie ma prawa pochować syna zabitego przed domem, Niemcy torturują ciężarną kobiete, inne stają się ofiarą bestialskich gwałtów (...), a krwawe "zabawy" oprawców z dziećmi dopełniają serii tych ponurych okrucieństw. Na całą wieś znajdzie się tylko jedna kobieta - kochanka Niemca, której mąż-partyzant wymierzy wrogom sprawiedliwość. Wszystko to było dokładnym powtórzeniem schematu, lansowanego podówczas w literaturze radzieckiej pod nazwą "wojny ojczyźnianej".
Na podstawie powieści w 1944 r. powstał film w reżyserii Marka Donskoja (autorką scenariusza była sama Wasilewska).
Szczegóły dotyczące przeniesienia napisu fundacyjnego z samolotu nr 48 na samolot nr 13 znane są dzięki relacji ówczesnego chor. Jerzego Czownickiego. Pilot jako wyróżnienie za dobre rezultaty nauki otrzymać miał samolot z napisem fundacyjnym, należący dotychczas do Koniecznego (czyli numer "48"). Powstał jednak problem: tylko co druga schodząca z taśmy produkcyjnej maszyna miała zamontowaną radiostację wyposażoną zarówno w odbiornik, jak i w nadajnik. Pozostałe samoloty wyposażone były jedynie w odbiorniki i latać na nich mieli młodzi piloci będący bocznymi, którzy w powietrzu mieli słuchać rozkazów, a nie ich wydawać. Czownicki, będący wprawdzie prymusem, jako młody pilot zaliczał się do tej drugiej grupy. Aby więc lotnik mógł zostać uhonorowany niezwykłym samolotem - ale wyposażonym wyłącznie w odbiornik - zdecydowano się na sprytne posunięcie. Napis na samolocie Koniecznego napis zamalowano, a Czownickiemu przydzielono egzemplarz oznaczony nieparzystym numerem "13" o numerze fabrycznym 13163 (numery taktyczne Jaków-1b w 1 PLM nadawano wedle numeru fabrycznego, który składał się z numeru serii - trzy ostatnie cyfry - oraz numeru egzemplarza w serii - dwie pierwsze cyfry; tylko "parzyste" Jaki-1b były wyposażone w "pełne" radiostacje).
O tym, jak miało dojść do wyboru samolotu, napisał w swojej publikacji Zbigniew Luranc:
(...) dowódca pułku osobiście wybrał samolot (latając na każdym z nich) opatrzony numerem 13 i na tym samolocie namalowano napis w języku rosyjskim (...) Fakt ten podajemy na podstawie relacji płk. pil. Medarda Koniecznego.
Ów wybór samolotu wydaje się kłócić z przytoczonymi wcześniej informacjami o tym, że fundatorem samolotu nr 13 był ZPP. Co więcej, sam Jerzy Czownicki uważał "trzynastkę" za egzemplarz raczej nieudany i psujący się.
Tak czy inaczej, w maju 1944 r. napis znalazł się na samolocie nr 13, który 28 maja 1944 r. został po ceremonii promocji oficerskiej przydzielony Jerzemu Czownickiemu. Sam weteran wspomina na temat Jaka-1b:
To podobno był jakiś profesor na Dalekim Wschodzie, który ofiarował samolot "polskomu liotncziku". Ale w gruncie rzeczy ani trochę nie popularyzowano osoby tego profesora: kto on był, dlaczego ofiarował tego Jaka. W ogóle to w pułku były takie dociekania, skąd jego stać było na samolot. Ale mówiono, że to po prostu była tylko taka akcja propagandowa, że on dał jakąś składkę, a reszta była na koszt państwa.
Wkrótce potem 1 PLM przeniósł się z Grigoriewskoje do Gostomla pod Kijowem, skąd w drugiej połowie sierpnia 1944 r. odleciał na frontowe lotnisko Zadybie Stare koło Garwolina. Oba samoloty, tj. "trzynastka" Czownickiego oraz "czterdziestka ósemka" Koniecznego przebazowały się, choć w wypadku Czownickiego lot ten odbył się na raty i nie bez problemów.
Począwszy od 23 sierpnia 1944 r. piloci Pułku „Warszawa” latali bojowo. Ciekawostką jest, że wedle dziennika lotów 1 PLM na froncie Czownicki na Jaku-1b nr 13 nie wykonał ani jednego lotu, choć na swoim koncie odnotował ich do końca wojny łącznie 40. Sam weteran przyznaje, że jest to możliwe. Nie ma przez to de facto nie ma żadnego potwierdzenia w dokumentach (np. w dzienniku lotów 1 PLM), że "trzynastka" była samolotem Czownickiego. Nie ulega to jednak wątpliwości: przemawiają za tym nie tylko wspomnienia samego weterana, ale także książkowa relacja Medarda Koniecznego oraz ustna relacja innego pilota, chor. Kazimierza Rutenberga. Pośrednio dokumentuje to także namalowana w listopadzie 1944 r. karykatura autorstwa chor. Aleksandra Brocha, na której sportretował on swoich kolegów-pilotów. Na piersi rysunkowego Jerzego Czownickiego widnieje duża liczba trzynaście, będąca zapewne nawiązaniem do samolotu o tym numerze. Jerzy Czownicki jest także jedynym pilotem uwiecznionym w kabinie tego samolotu na znanych dotąd zdjęciach.
"Trzynastka" na froncie wykonała łącznie 23 loty bojowe: pierwszy 3 listopada 1944 r., a ostatni 3 maja 1945 r. Pilotowali ją najczęściej st. sierż. pchor. Hugo O'Brien de Lacy (siedem lotów), chor. Ryszard Ber (sześć lotów), chor. Stefan Łazar i chor. Kazimierz Rutenberg (po cztery loty), por. Witold Gabis oraz st. sierż. pchor. Siergiej Danowski (po jednym locie).
Najczęściej pilotujący bojowo "trzynastkę" Hugo O'Brien de Lacy pod koniec wojny uznawał ją za swoją maszynę (łącznie miał na koncie 16 lotów bojowych i aż siedem spośród ośmiu wykonanych na Jakach-1b odbył na maszynie nr 13). W tym okresie Jerzy Czownicki, pierwotny "właściciel", pilotował wyłącznie Jaki-9. O'Brien de Lacy w swoich wspomnieniach pisał o przebazowaniu z Niemiec do Bydgoszczy:
9 maja rano startujemy kolejno eskadrami do Bydgoszczy. Lecę w II eskadrze na moim samolocie numer 13. Stary, spracowany samolocik coś nagle buntuje się. Obroty spadają, jedno magneto nie daje iskry. Z trudem utrzymuję się w szyku. Temperatura wody rośnie. Lecimy nad terenami niedawnych walk szerokim bojowym szykiem. Po co? Jest przecież pokój!? Jakiś żartowniś drze się niespodziewanie przez radio: "Uwaga, uwaga, Foki z lewej w górze! Foki z lewej w górze!". Jak dziesięć marionetek szarpniętych jednocześnie nitkami robimy wszyscy odruchowy zwrot w lewo ku górze. Weszło w krew. Po sekundzie wracamy do szyku wściekli. Przecież wojny już nie ma! Gabis burczy przez radio: "Kakoj durak szutki stroit!".
Międzylądowanie w Berneuchen. Lecieć dalej czy nie? Silnik nawala, lotnisko krótkie, żeby nie kropnąć się w las jak Wierzchnicki. Przecież już po wojnie. Głupio byłoby zginąć. Na szczęście las już jest zrąbany. Zaryzykuję. Strasznie mi się nie chce wracać do Polski z frontu jako pasażer samolotu transportowego. Start się udaje, maszyna przed końcem lotniska niechętnie wychodzi w powietrze. I wreszcie Bydgoszcz. (...)
Jak-1b nr 13, podobnie jak większość maszyn tego typu, krótko po wojnie został odesłany z 1 PLM w związku z pełnym przezbrojeniem jednostki na Jaki-9. Jego dalsze losy nie są znane. Trafił prawdopodobnie do jednostki szkolnej, po czym został złomowany.
Konieczny natomiast używał swojego Jaka-1b nr 48 przez cały okres swojej służby na froncie w składzie 1 PLM. Od 25 sierpnia 1944 r. do 20 stycznia 1945 r. na swoim samolocie wykonał 14 lotów bojowych. Po jego odejściu z pułku (16 lutego 1945 r. odszedł do 9 PLM) wykonano na tej maszynie zaledwie dwa loty bojowe (samolot pilotowali ppor. Nikołaj Chaustowicz oraz ppor. Julij Kozak). O późniejszych losach swojego samolotu Konieczny pisał:
Pożegnanie zacząłem od najniższego szczebla. Podziękowałem Trzeciakowi za troskliwą opiekę nad moim samolotem, który stał mi się bliski, po prostu przyzwyczaiłem się do niego. Dla pilota samolot jest jakby żywą istotą. Są samoloty dobre, ale także bywają złe, krnąbrne, nieposłuszne sterom, a tym samym trudne w pilotażu. Jak "48" był dobrym samolotem, a latanie na nim sprawiało przyjemność.
Po moim odejściu z pułku latał na nim podporucznik Kozak, a potem samolot przeszedł do rezerwy. (...) Samolot mój przeżył zawieruchę wojenną i na początku 1946 roku został spisany wraz z ostatnią piątką Jaków-1 ze stanu pułku. Na szczęście nie podzielił losu niepotrzebnych statków i nie poszedł na "żyletki". Jego kadłub przekazano do technikum lotniczo-samochodowego, gdzie przez wiele lat służył do celów szkolnych.
Informacje o tym, jakoby samolot Koniecznego był jednym z ostatnich spisanych z 1 PLM nie jest prawdziwa. Ostatnie spisane ze stanu 1 PLM egzemplarze miały numery fabryczne: 01189, 22173, 22176, 40165, 42189 oraz 43179 i w czasie wojny nosiły odpowiednio numery taktyczne: "1", "22", "22", "40", "42" oraz "43". Zagadkowa i trudna do zweryfikowania wydaje się informacja, że myśliwiec Koniecznego przetrwał wojnę i został przekazany do szkoły. Niestety, autorowi artykułu nie udało się nigdzie odnaleźć informacji na ten temat.
Przeanalizujmy teraz, jak wyglądały oba samoloty. Znane są cztery fotografie przedstawiające fragmenty Jaka-1b, na którym umieszczono napis fundacyjny Messinga. Na żadnej nie widać numeru taktycznego, jednak analiza detali (takich jak rozkład ubytków lakieru) wskazuje, że wszystkie trzy przedstawiają ten sam samolot. Na jednym ze zdjęć w kabinie pozuje chor. Jerzy Czownicki co skłania do wniosku, że wszystkie zdjęcia przedstawiają samolot nr 13 (a nie nr 48, jak sugerowano we wcześniejszych publikacjach). Na dwóch fotografiach widać napis treści: "От польского патриота / проф. Вольф-Мессинга / польскому летчику", natomiast na jednym domalowany później poniżej napisu rosyjskiego tekst po polsku, będący tłumaczeniem: "Od polskiego patrioty / prof. Wolf Messinga / polskiemu lotnikowi". Wydaje się, że napis w języku rosyjskim wykonano farbą srebrną, a napis w języku polskim - farbą białą. Napis został zamalowany najprawdopodobniej przed odejściem 1 PLM na front (czyli w sierpniu 1944 r.). O napisie nie informował w swoich wspomnieniach najczęściej latający bojowo na tym samolocie pilot, Hugo O'Brien de Lacy. Również chor. Kazimierz Rutenberg (mający na koncie cztery loty na "trzynastce") nie przypomina sobie, by którykolwiek z samolotów, na których latał, miał na kadłubie napisy.
Na fotografiach widać, że samolot Czownickiego ma szachownicę oraz gwiazdę sowiecką z podwójną obwódką (szeroką srebrną i wąską czerwoną). Niewidoczny pozostaje numer taktyczny samolotu. O jego wyglądzie wnioskować można na podstawie zdjęć innych maszyn 1 PLM. Numery taktyczne nowych Jaków-1b malowano od takiego samego szablonu w wytwórni i miały kolor srebrny.
Kamuflaż wykonany był zgodnie z sowieckim rozkazem nr 389/0133 z 3 lipca 1943 r.: na górze farbą szaroniebieską (AMT-11) oraz ciemnoszarą (AMT-12), a na dole jasnoniebieską (AMT-7). Na żadnym z ujęć nie widać wyraźnie przejść pomiędzy poszczególnymi kolorami. Wygląd Jaka nr 13 nie różnił się zapewne od innych samolotów dostarczonych do 1 PLM z saratowskiej wytwórni, wobec czego można przyjąć, że przejścia były łagodne - farbę nanoszono metodą natryskową bez stosowania masek.
Jeśli chodzi o samolot nr 48, osobistą maszynę Koniecznego, znane są trzy fotografie przedstawiające przód samolotu - w tym jedno z lewej strony kadłuba, gdzie namalowana miała być dedykacja Messinga. Na zdjęciu nie widać ani napisu, ani śladu po jego zamalowaniu. Fotografię wykonano jednak pod słońce i lewa strona kadłuba skryta jest w cieniu. Co ciekawe, po prawej stronie kadłuba, obok gwiazdy, widoczne jest pole namalowane ciemniejszym kolorem farby. Może być to ślad po zamalowaniu napisu fundacyjnego, choć oznaczałoby to, że został umieszczony w bardzo nietypowym miejscu. Zdjęcia pokazują także obecność szachownic oraz sowieckiej gwiazdy z podwójną obwódką. Kołpak widoczny jest tylko częściowo. Pomalowany jest najprawdopodobniej w całości na szaroniebiesko, tak jak przód kadłuba. Na zdjęciach w ogóle nie widać numeru taktycznego, a o tym, że jest to Jak-1b nr 48 świadczy obecność na zdjęciach kpt. Medarda Koniecznego i jego mechanika sierż. Józefa Trzeciaka. Jak wspomniano, samolot pochodził z innej wytwórni niż pozostałe samoloty i nie wiadomo dokładnie, jaki był krój cyfr. Zbieżność numeru taktycznego z dwiema pierwszymi cyframi numeru fabrycznego wskazuje, że namalowany został także w wytwórni. Kamuflaż samolotu - doskonale widoczny na zdjęciach - składał się z takich samych kolorów, jak na "trzynastce".
Na koniec parę słów powiedzieć należy o samym Wolfie Messingu. Przyszedł na świat 10 września 1899 r. w Górze Kalwarii jako Srul Wolek Messing, w rodzinie żydowskiego kupca Hersza Messinga i Malki z domu Stockiej. O jego życiu w przedwojennej Polsce nie można powiedzieć wiele. Już jako kilkunastolatek Messing zaczął przejawiać rzekome zdolności nadprzyrodzone, takie jak telepatia, czytanie w myślach czy umiejętność hipnotycznego wpływania na inne osoby. Początkowo występował w cyrku, podróżując po Polsce. Gdy jako 23-letni szeregowiec Wojska Polskiego dawał pokazy w Przemyślu, o jego występach pisała polska prasa. Gazety informowały także o tym, jak dzięki pomocy Messinga udawało się wytropić sprawców kradzieży. W latach 30. XX wieku przez pewien czas mieszkał we Lwowie. W dalszym ciągu występował publicznie, zarabiając tym na utrzymanie.
Po przegranej kampanii wrześniowej znalazł się na w ZSRR. Sam utrzymywał, że uciekał z terenów okupowanych przez Niemców jako poszukiwany przez Gestapo (za przepowiedzenie upadku III Rzeszy w wypadku jej ataku na ZSRR), a za jego głowę wyznaczono nagrodę. A być może po prostu koniec kampanii wrześniowej zastał go we wschodniej Polsce, zaanektowanej przez ZSRR. Messing doskonale odnalazł się w "nowej ojczyźnie", zaznajamiając się z członkami aparatu politycznego, w tym - podobno - samym Stalinem. Umożliwiono mu występy, które organizowano pod nazwą "eksperymentów psychologicznych" i przedstawiano Messinga jako kogoś w rodzaju naukowca (stąd tytuł profesora, którym się posługiwał, nie posiadając nawet matury). Messing zarabiał tymi występami naprawdę duże pieniądze, czego w ZSRR bez wiedzy i zgody władz po prostu robić się nie dało.
Przez całe życie Messing rozsiewał wokół siebie fałszywe plotki i pogłoski, manipulując własnym życiorysem w zależności od potrzeb. Przed wojną w Polsce twierdził, iż jest synem zamożnego cadyka, w ZSRR utrzymywał, że pochodzi z żydowskiej biedoty. Po jego śmierci legendę budowali liczni autorzy, publikując hagiograficzne książki mu poświęcone, a nawet spisując jego rzekome wspomnienia. Do dziś Messing jest w Rosji postacią kultową. Wciąż powstają o nim nowe książki, filmy dokumentalne i fabularne. Prawda jest jednak taka, że większość informacji pojawiających się na jego temat (takich jak znajomość z Albertem Einsteinem, Sigmundem Freudem, Mahatmą Gandhim czy podróże po całym świecie) jest całkowicie wyssana z palca. Dopiero po latach z mitami rozprawiają się polscy i rosyjscy historycy i dziennikarze.
Po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej Messing wyjechał z Moskwy do Nowosybirska. Stał się przydatny jako narzędzie propagandowe. W mieście tym występował wielokrotnie przed publicznością w koszarach, domach kultury, klubach oficerskich, szpitalach itp. wieszcząc rychły upadek "faszystowskiego najeźdźcy". Nowosybirsk był siedzibą lotniczych Zakładów nr 153, produkujących samoloty myśliwskie Jakowlewa. Messing przyłączył się do ruchu zbierania środków na cele obronne i z zarobionych występami pieniędzy ufundował w 1943 r. samolot Jak-7B, o którym wiadomo najmniej. Drugą maszyną był Jak-1b przekazany dla 1 PLM. O motywach kupna wypowiedział się w rozmowie z rosyjskim historykiem Leonidem Lubinskim (interesującym się sprawą ufundowanych samolotów) sam Messing:
Wanda Wasilewska, kiedy dowiedziała się, że jeden mój samolot jest już na froncie, powiedziała: Dobrze by było, gdybyś podarował samolot także polskiemu pułkowi lotniczemu „Warszawa”. Tak też postąpiłem.
Fakt zakupu samolotów był dla Messinga ważny jeszcze wiele lat po wojnie. Do interesującego się samolotami Messinga rosyjskiego historyka Leonida Lubinskiego pisał krótko przed śmiercią, w liście w 1974 r.:
Od dawna wybieram się, by przyjechać na krótki urlop, na 10 dni albo na dwa tygodnie, do mojej ojczystej Polski. No, a jeśli tam już będę, chciałbym nawiązać kontakt z lotnikiem, który latał zbudowanym za moją sprawą myśliwcem, przekazanym polskiemu lotnictwu wojskowemu, uścisnąć jego uczciwą dłoń i nawiązać przyjacielskie stosunki z tym porządnym człowiekiem.
W 1944 r. Messing ufundował Jaka-9T, który ofiarowany został st. lejt. Konstantinowi Kowaliowowi, dowódcy eskadry 13 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego Floty Bałtyckiej (13-й истребительный авиационный полк ВВС Балтийского флота), biorącej udział w walkach o Leningrad. Kowaliow był wybitnym pilotem myśliwskim, uhonorowanym tytułem Bohatera Związku Radzieckiego, mającym wówczas na koncie - wedle oficjalnych danych - 12 zestrzelonych samodzielnie samolotów niemieckich. Samolot na obu burtach kadłuba miał wymalowany napis fundacyjny: „ЗА ПОБЕДУ” / "Подарок от советского патриота профессора В. Г. МЕССИНГА / Герою Советского Союза летчику Балтики К. Ф. Ковалеву", czyli: „ZA ZWYCIĘSTWO” / "Podarunek od sowieckiego patrioty profesora W. G. MESSINGA / Bohaterowi Związku Sowieckiego lotnikowi Bałtyku K. F. Kowaliowowi". Wiosną 1944 r. w Nowosybirsku doszło do oficjalnego przekazania samolotu sowieckiemu asowi. Messingowi, Kowaliowowi i sowieckim oficjelom towarzyszyły aparaty fotograficzne i kamera korespondentów wojennych. Był to trzeci i ostatni samolot Messinga.
W późniejszym okresie wojny Messing przeprowadził się do Władywostoku (który zapamiętał Medard Konieczny, pisząc, że tam właśnie mieszka ofiarodawca samolotu). Po wojnie osiadł w Moskwie i do końca życia występował publicznie, przez cały czas będąc osobą zamożną i poważaną. Zmarł 8 listopada 1974 r. w wieku 75 lat. Został pochowany na Cmentarzu Wostriakowskim.
Wojciech Zmyślony