Polskie Siły Powietrzne w II wojnie światowej

25 kwietnia 1945 r. - chor. pil. Juliusz Szwarc (1 PLM)

Poniższy tekst to relacja chor. Juliusza Szwarca (wówczas pilota 1 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego "Warszawa") z lotu na rozpoznanie okolic Friesack 25 kwietnia 1945 r. Tekst został spisany ok. 10 lat po wojnie:

Szczecin, Rupin i wąska taśma Łaby pozostały już daleko za nami. Wracaliśmy właśnie z rozpoznania, mając głowy nabite pozycjami nieprzyjacielskich baterii i umocnień. Było straszliwie nudno.

Myślałem właśnie, gdzie też dziś wieczorem "wypuścimy się" z Chaustowiczem, gdy nagle posłyszałem w słuchawce jakieś lekkie burczenie. Odwróciłem głowę - z tyłu za nami wyskoczyło nagle zza chmur 12 "Focke-Wulf 190". Oblał mnie zimny pot. Ich było dwunastu - nas dwóch. Atakować było szaleństwem - uciekać niemożliwością...

Rąbnąłem Chaustowiczowi w słuchawkę, by uważał i trzymał się przy mnie . Kilka minut lecieliśmy spokojnie. Dowódca naszej eskadry byłby na pewno zadowolony, widząc nas na czele klucza... hitlerowskich myśliwców. W pewnej chwili samoloty niemieckie wykonały podejrzany manewr. Jedna czwórka leciała nam z lewego boku, druga z prawego - trzecia wyraźnie zachodziła na ogon.
- Oho - pomyślałem - cwane z was chłopaki, ale i my nie jesteśmy tacy głupi.

Zadarliśmy maszyny, chcąc wirażem wymknąć się z worka, ale w tej samej chwili drogę zabiegły nam jeszcze dwa niemieckie myśliwce. Skąd się wzięły koło nas - do dziś nie umiem sobie wytłumaczyć. Prawdopodobnie kręciły się gdzieś w górze. Tym razem walka były nieunikniona.

Obaj równocześnie, na pełnej prędkości, zaatakowaliśmy niemieckie myśliwce. Zanim wypuściłem jeszcze swoją serię, widziałem, jak Chaustowicz wywindował się w górę i kropnął serię w "swojego" myśliwca, który momentalnie zapalił się i poszedł w dół.

Nie było sekundy do stracenia. Nacisnąłem spust. Odległość między nami była tak bliska, że w celność strzałów nawet nie wątpiłem. Niemiecki myśliwiec zadymił. Dodałem mu jeszcze ołowiu "na pamiątkę" i zacząłem szukać Chaustowicza.

Nieprędko bym go znalazł, gdyż w tej samej chwili pozostałe samoloty niemieckie zaczęły przygotowywać się do ataku. Tym razem byliśmy w położeniu bez wyjścia, gdy nagle od dołu posłyszałem głuchą detonację. To waliła nasza artyleria przeciwlotnicza. W mgnieniu oka myśliwce niemieckie rozsypały się i zawróciły. Byliśmy nad swoimi.

Juliusz Szwarc