Polskie Siły Powietrzne w II wojnie światowej

18 sierpnia 1944 r. - por. pil. Henryk Pietrzak (315 Dywizjon)

Poniższy tekst to relacja por. Henryka Pietrzaka (wówczas pilota 315 Dywizjonu Myśliwskiego "Dęblińskiego") z lotu w dniu 18 sierpnia 1944 r.:

Zbliżaliśmy się do Beauvais, gdy nagle w słuchawkach rozległo się ostrzeżenie. Poznałem głos kaprala Słonia (bocznego Dziubka), który melduje, że Focke-Wulfy na dole przed nami i że startują z pola, bo trawa faluje. Normalnie każde nagłe przerwanie ciszy radiowej powoduje elektryzujące uczucie. Spodziewałem się, że Dziubek natychmiast zareaguje. Nie uczynił tego, wiec przyjąłem, że radio ma nieczynne. Jako jego zastępca wydałem kapralowi Słoniowi rozkaz poprowadzenia ataku i podążyłem z moją czwórką za nim, jednocześnie polecając trzeciej i czwartej czwórce pozostać na dotychczasowej wysokości z zadaniem osłony. W momencie pikowania zauważyłem kilka Focke-Wulfow startujących z lotniska i kilka już w powietrzu. W tym czasie nasza pierwsza czwórka już ich dopadała; wiedziałem, że był to nasz dzień. Rozprawiłem się z jednym szwabem i rozglądałem się za następnym, gdy nagle po lewej stronie, nieco niżej dostrzegłem Focke-WuIfa, ale on mnie też i prawie jednocześnie położyliśmy nasze maszyny w lewy skręt, zacieśniając koło. Miałem nad nim przewagę pułapu, ale niedogodną pozycję do oddania strzału. Musiałem więc manewrować dalej; niestety Niemiec przylepiony prawie do ziemi oddalał się szybko. Pomyślałem teraz, że czas przerwać całą walkę i wydałem rozkaz zbiórki dywizjonu nad Beauvais na wysokości 8000 stóp, a sam wdrapałem się na 10 000 stóp, by lepiej widzieć całą sytuację. Po chwili z dużą satysfakcją zauważyłem, że poszczególne Mustangi ściągają z różnych kierunków i łączą się w lekkim skręcie nad miastem. Ale zauważyłem też dwa odważne Focke-Wulfy, że manewrują w naszym kierunku. Poinformowałem zaraz pilotów o sytuacji i w pewnym momencie zawróciłem dywizjon ciasnym zakrętem w ten sposób, że mieli Niemców przed sobą. Widziałem jak jeden z Mustangów wysunął się na czoło i oddał całą serię; w chwilę potem Niemiec rozleciał się niczym rzutka. Sprawcą był spokojny, flegmatyczny kapral Siwek. Mego postrzelanego Niemca wykończył kapral Słoń. Zbieramy się znowu nad miastem, liczę maszyny jest jedenaście. Nie widzę Dziubka, czekam kilka minut, chociaż wiem, że to bez sensu, bo jeżeli jego radio nie działało, to i tak nie wiedział o miejscu spotkania. W drodze powrotnej analizowałem całą walkę; było jasne, że Niemcy byli zaskoczeni. Spojrzałem na zegarek - lot trwał 1 godz. 55 minut, aż trudno uwierzyć, by w tak krótkim czasie można było doświadczyć tyle emocji. Po lądowaniu nasi mechanicy pomagali swoim pilotom zaparkować spracowane, podziurawione Mustangi. Na twarzach majstrów malowało się podniecenie. Podszedłem do mechanika samolotu Dziubka, stał na pustym miejscu ze spuszczoną głową. Próbowałem go pocieszać, jak tylko umiałem...

Henryk Pietrzak